close

Informacja dotycząca plików cookies

Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym serwisie, w celu dostosowania ich do indywidualnych potrzeb każdego użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszych serwisów internetowych, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies


Nowe artykuły:
Więcej...
Nowe recenzje: RSS
Więcej...
Najnowsze pliki: RSS
Więcej...
Nowe biosy: RSS
Więcej...

 

Spis treści



Pierwszy milion trzeba ukraść

Za górami, za lasami, a dokładniej za Oceanem....

Kiedy Thomas Alva Edison w roku 1889 wymyślił i opatentował kinetoskop twórcy i reżyserzy, którym nie w smak były opłaty licencyjne, wywędrowali z Wschodniego Wybrzeża do Kaliforni by tam uchronić się przed wynalazcą i kontrolami przeprowadzanymi przez Motion Pictures Patents Company. Hollywoodzki przemysł filmowy został utworzony przez - jak to się dziś określa - piratów.

Kalifornia była wystarczająco oddalona od Edisona, by wytwórnie takie jak Fox czy Paramount mogły - nie obawiając się prawa - korzystać bezkarnie z jego wynalazków. Hollywood rozwijał się szybko, choć władze federalne w końcu pojawiły się i tam. Ponieważ jednak ochrona patentowa była bardzo krótka - 17 lat, prawa wynalazcy wygasły zanim zjawiły się władze mogące ukarać łamiących prawo. Na bazie kradzionej własności intelektualnej Edisona powstała nowa gałąź przemysłu.

W międzyczasie powstał przemysł nagraniowy. Zaraz po wynalezieniu fonografu przez Edisona i pianoli Voteya, kompozytorzy otrzymali prawo do kontrolowania kopiowania i publicznego wykonywania ich muzyki. Jeśli ktoś chciał mieć kopię jakiegoś nagrania, musiał zapłacić za prawo do jej posiadania, a także publicznego wykonywania. Ale dzięki niejasnościom przepisów można było uniknąć płacenia. Bowiem co się działo, jeśli komuś przyszło do głowy nagrać czyjąś kompozycję używając fonografu? Gdyby zaśpiewał do urządzenia nagrywającego w swoim domu, nie byłoby jasne, czy jest winien cokolwiek twórcy. Co więcej - nie byłoby jasne, czy musi mu płacić za powielanie tego nagrania. Dzięki tej luce w prawie, można było korzystać z cudzej pracy nie płacąc za nią ani centa temu, komu się należało.

W 1909 roku Kongres załatał lukę w prawie tak, by kompozytorzy dostawali pieniądze za "mechaniczne reprodukcje" swoich dzieł. Lecz zamiast dać im kontrolę nad dalszymi losami swoich dzieł, dał wykonawcom prawo do nagrywania, po uiszczeniu opłaty ustalonej przez Kongres jeśli tylko kompozytor wyraził zgodę na nagrywanie swego dzieła. Ta część prawa umożliwia nagrywanie tak zwanych "coverów". Gdy twórca raz wyraził zgodę na nagrywanie, każdy mógł je nagrać - pod warunkiem zapłaty kwoty ustaloną przez Kongres. Dzięki ograniczeniu praw kompozytorów i częściową kradzież ich intelektualnej własności - zyskują wytwórnie i słuchacze muzyki.

Podobnie jest też z radio. Gdy stacja nadaje czyjeś dzieło na antenie, klasyfikuje się to pod "publiczne odtwarzanie". Prawo autorskie daje kompozytorowi (lub posiadaczowi praw autorskich) wyłączną możliwość publicznego odtwarzania lub wykonywania swoich dzieł. Stacja radiowa jest mu więc winna pieniądzie. Ale gdy stacja nadaje utwór, nie jest to tylko odtwarzanie własności kompozytora. W tym wypadku radio odtwarza kopię własności wykonawcy. Czym innym jest emitowanie kolendy wykonanej przez lokalny chór dziecięcy, a co innego gdy ten sam utwór wykonywany jest przez Rolling Stones'ów. Muzyk nagrywający kompozycję dodaje swoją pracę do wartości kompozycji. Jeśli prawo byłoby sprawiedliwe, wykonawca też dostałby swoją część za emisję nagrania. Lecz pieniądze dostaje tylko właściciel praw autorskich.

Wyobraź sobie taką sytuację, Czytelniku. Skomponowałeś piosenkę. Ta piosenka spodobała się tak bardzo Robbie Williamsowi, że postanowił ją nagrać. I piosenka trafia na szczyty list przebojów. Zgodnie z dzisiaj obowiązującym prawem za każde wykonanie radiowe Twojej piosenki otrzymujesz pieniądze. Williams nie dostaje nic. Radio "piraci" jego pracę nie płacąc mu ani grosza...

Gdy w roku 1948 ruszyła telewizja kablowa w większości jej operatorzy nie chcieli nawet słyszeć o wnoszeniu jakichkolwiek opłat na rzecz sieci telewizyjnych, mimo ze sami pobierali opłaty za transmitowanie nawet bezpłatnych kanałów. W odróżnieniu od Napstera, który nigdy nie pobierał żadnych opłat za udostępniane pliki...

Dzisiaj toczy się zażarta walka z sieciami P2P. Ale przecież sieć daje także możliwość wymiany niedostępnych w inny sposób zasobów chronionych prawami autorskimi. Przykłady płyt, czy nagrań, których nie da się kupić w żadnym sklepie można mnożyć, szacunki mówią o około 4 milionach utworów. Ale, co ważniejsze, sieć wymiany plików pozwala dzielić się chronionymi prawem treściami, których właściciele nie mają nic przeciwko temu, a nawet im na tym zależy.

Jak dawniej przemysł filmowy, tak teraz sieci P2P uciekają w miarę możliwości przed przemysłem rozrywkowym i stojącym za nim prawem. I jak dawniej radio czy przemysł fonograficzny wykorzystują tylko nowe sposoby upowszechniania treści. W przeciwieństwie natomiast do telewizji kablowej nikt nie sprzedaje treści, które rozpowszechnia.

Wiele odmian piractwa może się przysłużyć powstawaniu nowych przedsięwzięć i usług. Żadne zwyczaje czy tradycje tak naprawdę nigdy całkowicie nie potępiały piractwa.

Opracowano na podstawie:
Lawrance Lessig: Free Culture - How Big Media Uses Technology and the Law to Lock Down Culture and Control Creativity

Gregg

 

Komentarze