Dotychczas MPAA starała się zamykać strony, dzięki którym ludzie wymieniali się nielegalnymi kopiami filmów. Teraz jednak sama taką stworzyła.
Po zamknięciu dowolnego serwisu ułatwiającego wymianę P2P jego użytkownicy natychmiast znajdowali sobie kolejne strony. MPAA stworzyła więc własny serwis MiiVi. Każdy, kto uwierzył w zapewnienia o nowym programie umożliwiającym korzystanie z serwisu i go pobrał przeżył niemałe zdziwienie.
Specjalnie spreparowane oprogramowanie nie tylko zapisywało IP niedoszłego pirata. Również skanowało komputer pod kątem nielegalnych kopii filmów.
Strona istniała od 11 marca bieżącego roku. Już nie funkcjonuje, ale być może kolejne takie witryny pojawiają się, lub wkrótce pojawią, w Internecie.
tja… ka¿dy kto daje siê naci±æ na 'programy do korzystania z zawarto¶ci strony’ zas³uguje na to ¿eby mu zrobiæ wjazd na dysk. Naiwno¶æ ludzka nie zna granic.
Je¿eli podczas instalacji u¿ytkownik nie zatwierdzi³ licencji na skanowanie zawarto¶ci dysku i wysy³anie informacji zwrotnych do serwerów MPAA, to w USA takie dowody s± gówno warte. O ile siê nie mylê, nielegalnie zdobyte dowody nie mog± byæ nawet podstaw± do wystawienia legalnego nakazu przeszukania.
Z tego co sie orientuje to w polsce jak licencja jest po angielsku, a klijent który sie na nia zgodzil nie zna angielskiego nie moze byc scigany za zlamanie warunkow umowy licencyjnej. Wiec nawet jak ktos by kliknal i zgodzil sie na skanowanie kompa to takie skanowanie nie moglo by byc dowodem w polskim sadzie. (oczywiscie jezeli ktos nie zna angielskiego, ale nie wiem jak to jest weryfikowane czy wystarczy sie kiedys uczyc angielskiego czy trzeba miec certyfikat, zeby mogli kogos scigac sadownie). przepraszam za brak polskich liter ale mam male problemy z IE.
Ignorantia legis non excusat (równie¿ Ignorantia legis non exculpat) (³ac. Nieznajomo¶æ prawa nie jest usprawiedliwieniem) ta paremia prawnicza pokrewna do Ignorantia iuris nocet oznacza, i¿ nikt nie mo¿e szukaæ usprawiedliwienia w nieznajomo¶ci prawa. Jest to zasada uznaj±ca fikcjê powszechnej znajomo¶ci prawa.
znajomo¶æ czy nieznajomo¶æ jêzyka nie ma nic do tego, jest kto¶ polakiem, to umowa musi byæ po polsku, je¶li podpisana jest w naszym kraju chyba ¿e jej tre¶æ stanowi inaczej, nikt nie musi siê tlumaczyæ z niczego. Jak kto¶ kupi sprzêt i instrukcja nie jest po polsku to w ramach gwarancji ma usuwane wszystkie usterki bez wyj±tku czy jego wina czy nie.
To niedok³adnie tak, je¶li program jest SPRZEDAWANY w Polsce musi mieæ przet³umaczon± umowê licencyjn±. Program pobrany z internetu podlega trochê innym zasadom – poniewa¿ internet jest ogólno¶wiatowy, producent nie mo¿e byæ zobowi±zany do przet³umaczenia umowy licencyjnej na ka¿dy mo¿liwy jêzyk. Dlatego je¶li instalujemy taki ¶ci±gniêty z internetu program to w my¶l prawa polskiego to MY musimy siê zainteresowaæ jakie s± dok³adnie warunki licencji. W tym celu w ekstremalnej sytuacji musimy zdobyæ t³umaczenie warunków licencji lub skontaktowaæ siê z producentem programu. Nieznajomo¶æ jêzyka nie jest ¿adnym wyt³umaczeniem. Zaakceptowanie licencji oznacza ¿e siê j± PRZECZYTA£O i ZROZUMIA£O. Gdyby by³o inaczej to handel nielegalnymi wersjami Windows w wersji angielskiej by kwit³ – brak polskiej wersji umowy licencyjnej podczas instalacji by³by legalnym wyt³umaczeniem jej z³amania. Poza tym je¶li kto¶ zna jêzyk angielski na tyle ¿eby z niego korzystaæ to mo¿na przyj±æ ¿e zna jêzyk na tyle ¿eby zrozumieæ umowê licencyjn±. Powodzenia w "obchodzeniu" prawa 🙂
Jêzykiem urzêdowym w Polsce jest oczywi¶cie jêzyk polski i jakakolwiek umowa zapisana w innym jêzyku nie jest wa¿na. Nie ma znaczenia znajomo¶æ jêzyka przez instalujacego. Fakt sporz±dzenia "dokumentu" w jêzyku innym ni¿ obowi±zuj±cy na danym ternie automatycznie przes±dza o jego niewa¿no¶ci.
Nikt nikogo nie zmusza do zawarcia umowy (akceptacji licencji), je¶li j± akceptujesz to znaczy ¿e rozumiesz, je¶li nie to skontaktuj siê z autorem, jak nie mo¿esz to z kim¶ kto zna jêzyk. Bezmy¶lne klikanie w przycisk "Next" nie jest wskazane.
tylko ze akceptujac licencje programu pobranego z np Tajwanskiej witryny podlegamy prawu tajwanskiemu, bo tam wlasnie dokonywany jest zakup/pobranie programu
fakt, ze siedzimy w tym momencie w domu nie ma znaczenia
dokladnie tak samo ma sie sprawa ze sprzedaza wysylkowa
sam mialem kiedys watpliwa przyjemnosc bycia jednym z przedstawicieli w postepowaniu o zlamanie umowy pomiedzy firma hiszpanska i polska – kraj w ktorym podpisuje sie umowe ani jej jezyk nie maja znaczenia – podlega sie prawu panstwa wskazanego jako siedziba sprzedawcy w przypadku transakcji na odleglosc
a tak przy okzaji – MPAA nie ma nic do gadania w Polsce 😉
->mat9v
tu nie chodzi o to kto jak± ma ¶wiadomo¶c klikaj±c next, tylko o prawo mówi±ce wyra¼nie, ¿e umowa dokument sporz±dzony w jezyku innym ni¿ u¿êdowy jest NIE WA¯NY.
Rozumiesz, nik nie musi sie kontaktowaæ z autorem czy na si³ê prubowac zrozumieæ co autor mia³ na my¶li. Istotne jest wylko to, ¿e przygotowa³ umowe w jêzyku innym ni¿ urzêdowy i z tego powodu jest nie wa¿na.
-> nimal
Z prawem tejwañskim musia³bys siê liczyæ gdyby¶ chcia³ o co¶ oskar¿ac producenta który jest na Tajwanie. Ty jeste¶ w Polsce, produktu u¿ywasz te¿ w polsce wiêc podlegasz prawu POLSKIEMU!!!
tjanusz – mylisz sie
podlegasz prawu kraju, w ktorym zarejestrowana jest firma i dokonywany jest zakup/pobranie
to tak jakbys pojechal do niemiec, kupil cos, przywiozl do polski i nagle cie olsnilo, ze licencja jest po niemiecku wiec masz ich w d. – to taka sama sytuacja, tylko w konkretnym przypadku pobierasz przez net a nie jedziesz do sklepu
no i po drugie – caly opisany proceder (w arcie) dotyczy AMERYKANSKIEJ witryny i MPAA, ktora dziala w stanach, wiec prawo obowiazuje dokladnie to samo – AMERYKANSKIE
MPAA nie dziala w Polsce! wiec nie ma o co kruszyc kopii!
podkreslam, ze sam mialem do czynienia z dosc podobnym przypadkiem miedzy Polska a Hiszpania i podlega sie prawu wlasciwemu dla miejsca zawarcia umowy
nie ma znaczenia, ze osoba zamawiajaca cos tam wyslala email z Polski – dotyczyl produktu Hiszpanskiego, firma byla w Hiszpanii, umowa byla po angielsku 🙂
sadem wlasciwym dla roztrzygniecia sprawy byl sad hiszpanski 😉
Mia³em na my¶li, ¿e je¶li nie rozumiemy co jest napisane, to nie powinni¶my podpisywaæ umowy. I niezale¿nie gdzie jeste¶my, to je¶li j± podpiszemy (zaakceptujemy warunki EULA), to jest ona wi±¿±ca i jej warunki nas obowi±zuj±. Nie ma znaczenia ¿e jej nie rozumiemy. I program pobierany z internetu jest niejako sprzedawany bezpo¶rednio przez producenta, czyli w kraju gdzie powsta³ (siedziba firmy) i za cholerê EULA nie musi byæ w jêzyku polskim. Co innego program kupiony w naszym dobrym, polskim sklepie, tutaj EULA w jêzyku polskim jest obowi±zkowa 🙂
A wiecie np. dlaczego google cenzuruje ineternet w chinach?
Bo musia³o dostosowac siê do wymogów prawa chiñskiego. Nie ma znaczenia gdzie jest siedziba firmy i sk±d ¶wiadczy us³ugi. Wa¿ne jest, ¿e dostarczaj±c je na jaki¶ teren, musi spe³niaæ wymogi prawa tam obowi±zuj±cego.
Wiêc wracaj±c do licencji – tu nie ma siê co rozwodziæ czy i w jakim stanie powinnismy j± podpisywaæ. Prawo w tej kwestji jest jasne. Sporz±dzona jest w obcym jêzyku wiêc nie jest wa¿na. Jeszcze raz powtarzam – fakt klikniêcia nie ma tu najmniejszego znaczenia. Tak samo jak jej nierozumienie. Istotne jest to ¿e zosta³a sporz±dzona w jêzyku innym ni¿ urzêdowy i z tego powodu jest nie wa¿na. Masz racje, ¿e EULA nie musi byæ w jêzyku polskim, ale producent te¿ nie musi miec ochrony prawnej w naszym kraju. A je¶li chcia³by j± miec to MUSI przet³umaczyæ licencje. Bo prawo wymaga by umowa by³a w jêzyku urzêdowym.
tjanusz – nie rozumiesz, ze wazne jest miejsce zawarcia prawnie wiazacej umowy?
dla mnie EOT
Szczerze mówi±c, to nie rozumie. Skoro obserwacje wskazuj± ¿e jest dok³admnie odwrotnie.