W Gazecie Wyborczej ukazał sie wywiad z Kazikiem Staszewskim. Zawiera wielce wymowny fragment:
"Wiem, jak wygląda standardowa umowa z firmą płytową. Oczywiście nie ma tam mowy o tym, co muzycy mają mówić w wywiadach czy jak się ubierać. Umowa jednak obliguje ich do ściśle określonej działalności artystycznej - czy im się to podoba, czy nie. Nawet jeśli zespół nie ma materiału na płytę, to i tak musi ją nagrać w danym terminie.
Po rozmowach z Kasią Nosowską uświadomiłem sobie, na czym to wszystko polega. Młody człowiek, któremu proponują nagranie płyty, łyka pewne rzeczy z dobrodziejstwem inwentarza, nie zdając sobie sprawy z wielu prawnych niuansów zawartych w kontraktach. Za swoją pierwszą umowę z firmą fonograficzną Kasia płaci do dzisiaj. Nieraz też spotykałem się z sytuacją, że zespół chciał wziąć kogoś na wokal i nie mógł tego zrobić, bo dana dziewczyna jest ubezwłasnowolniona przez swoją umowę. Zespoły są zobligowane na przykład ponosić całość kosztów nagrania oraz promocji i dopiero po spłaceniu tego długu zaczynają zarabiać. Efekt jest taki, że ktoś sprzedaje kilkadziesiąt tysięcy płyt i jest na minusie. Aby spłacić dług, musi nagrać kolejną płytę, czy chce, czy nie chce, i tak dookoła Wojtek. A związany jest takim g... na dziesięć albo i więcej lat."