Sytuacja wokół systemu zabezpieczeń StarForce już dawno zakrawała na kpinę. Wydawało się, że zbliżamy się już do granic absurdu. Ostatnie wydarzenia pokazują, że rzeczywiście - tylko się nam wydawało... Jakiś czas temu informowaliśmy o niepożądanych zachowaniach StarForce'a. W międzyczasie pojawił się artykuł autorstwa Marka Russinovicha dotyczący działania wirtualnych napędów jak Daemon Tools czy Alcohol 120%. Okazuje się, że tego typu oprogramowanie używa rootkitów do funkcjonowania. W obronie SF stanął też serwis onlinesecurity-on.com, jednocześnie ostro atakując emulatory: "StarForce nie stosuje rootkitów, nie powoduje problemów z bezpieczeństwem, a także nie jest jedynym programem instalującym sterowniki na poziomie ring 0". Uważne osoby zwróciły uwagę na pewien bardzo interesujący detal. Mianowicie po sprawdzeniu za pomocą whois, kto odpowiada za stronę onlinesecurity-on.com, okazuje się, że są to... administratorzy serwisu StarForce'a. Mimo powyższego trzeba przyznać, że autorzy SF dość obiektywnie podchodzą do swojego produktu. "Celem zabezpieczenia nie jest sprawienie, iż gra będzie nie do złamania - nie jest to możliwe. [...] Po kilku miesiącach sprzedaży nawet my zalecamy wydawcom udostępnianie patchy usuwających zabezpieczenia, aby umożliwić konsumentom bardziej wygodną grę."