Półtora roku temu
informowaliśmy o pomyśle dyrektywy unijnej, która umożliwiała blokowanie dostępu do Internetu osób pobierających "nielegalne", czyli chronione prawem autorskim treści. Posłowie poprzedniej kadencji, zwłaszcza ci, którzy ubiegali się o powtórny wybór przegłosowali poprawkę nr 138, która mówiła, że żadna restrykcja (grzywna, odcięcie od sieci itp.) nie może być nałożona bez uprzedniego wyroku sądu.
Wybory mamy za sobą, posłowie już "zasiadają", następne wybory dopiero za kilka lat, więc kto by się przejmował wyborcami i obietnicami. Mimo masowych społecznych protestów rządy unijne postawiły na swoim i dyrektywa telekomunikacyjna pozwoli władzom ograniczać dostęp do internetu bez uprzedniej zgody sądu.
Jak podaje
Gazeta Wyborcza komisja do spraw przemysłu Parlamentu Europejskiego po cichu zmieniła treść poprawki do "Pakietu telekomunikacyjnego". Teraz "jakiekolwiek kroki mogące ograniczyć podstawowe prawa i wolności mogą być podejmowane jedynie w szczególnych przypadkach", pod warunkiem że są "właściwe, proporcjonalne i potrzebne w społeczeństwie demokratycznym" i będą przestrzegać Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, z "faktyczną ochroną sądową". Dodatkowo stanowi, że będzie przysługiwać odwołanie do sądu, ale dopiero
po decyzji władz o odcięciu od sieci! Czyli europarlament zmienił stanowisko o 180 stopni.
Pierwszym krajem Unii Europejskiej, który wprowadzi u siebie przepisy o odcinaniu piratów od sieci jest Francja. Pierwsza wersja ustawy była niezgodna z konstytucją, po poprawkach została zaakceptowana przez sąd konstytucyjny. Ruch w sieci będzie monitorowała specjalna agenda rządowa. Jeśli wykryje, że ktoś ściąga nielegalnie np. filmy albo muzykę - wyśle ostrzegawczego maila. Za drugim razem wyśle list polecony z "ostatecznym ostrzeżeniem". Jeśli i to nie pomoże, sprawa trafi do sędziego, który do wyboru będzie miał albo słoną grzywnę, albo odcięcie pirata na rok od internetu. Pierwsze kontrole będą przeprowadzone już na początku 2010 r. Jednym z największych zwolenników wdrożenia ustawy był prezydent Francji Nicolas Sarkozy, którego żona - Carla Bruni - jest piosenkarką.
Nie tak dawno
informowaliśmy o potępianym w Europie monitorowaniu sieci przez rząd Iranu. Może ten nagły zwrot to wynik wymiany doświadczeń z bratnim reżimem? Następne wybory będą demokratyczniejsze, skoro można będzie glosować przez Internet, a tam czuwa agenda rządowa... Ciekawe jak w tej sytuacji zachowają się właściciele hot-spotów i sieci bezprzewodowych. Profilaktycznie będą blokować, czy będą blokowani? Skąd agenda rządowa będzie wiedziała na jaki adres email wysłać ostrzeżenie? Czyż w tej sytuacji nie prościej od razu zlikwidować Internet i - jeśli chodzi o Francję - wprowadzić obowiązek kupowania płyt żony prezydenta?
A co z piratami drogowymi? Także będą odcinani od sieci autostrad?