14 listopada ubiegłego roku ukazał się pierwszy numer nowego dziennika noszącego tytuł "Nowy dzień". Od 30 listopada co tydzień do środowych wydań dodawany jest "Leksykon Budki Suflera" w cenie 13,90 zł + cena gazety. W minioną środę seria osiągnęła półmetek.
Słownik języka polskiego znaczenie słowa leksykon definiuje jako "słownik o charakterze encyklopedycznym". Ktokolwiek miał w rękach omawiane wydawnictwo nie będzie miał wątpliwości, że jego twórcy najwidoczniej znaleźli zupełnie nietuzinkowe znaczenie tego słowa. Encyklopedycznych haseł tu nie ma. Więcej - nie ma żadnych informacji na temat kompozycji pomieszczonych na płytach. Z "Leksykonu" miłośnik Budki Suflera nie dowie się ani gdzie, ani kiedy, ani przez kogo zostały nagrane poszczególne utwory. Tajemnicze są również zdjęcia. Nie ma nigdzie wzmianki skąd pochodzą i co przedstawiają. Jak na leksykon cała kupa (dez)informacji...
Wydawnictwo wcale nie jest tanie. Za komplet przyjdzie zapłacić ponad 250 zł. I za tę cenę oprócz ładnych zdjęć dostajemy powtarzające się w poszczególnych wydaniach nagrania. Oczywiście wszystko pięknie zremasterowane, czyli dynamika tak skompresowana, aby wszystkie nagrania brzmiały jednakowo głośno niezależnie od tego, czy to rock 'n' rollowy łomot czy spokojna ballada. Ale trudno mieć tu pretensje do zespołu - teraz jest taka moda (poza zabezpieczaniem wszystkiego przed tak zwanymi piratami). Więc zupełnie nieuprawnione jest złośliwe podejrzenie, że to starsi ludzie, którzy już dobrze nie słyszą, więc muszą mieć głośno, chocby nawet miało to prowadzić do zniekształcenia dźwięku.
Młodzież zapewne ucieszy wydane w "tomach" ósmym, dziewiątym i dziesiątym koncerty z Carnegie Hall ("Live at Carnegie Hall") i krakowskiego Łęgu ("Bez prądu"). Tak. Dokładnie tak w większości były wydawane koncerty w czasach PRL. Po każdym utworze oklaski wyciszano. Słucha się tego fatalnie i mimo, że na koncercie z Carnegie Hall brak jest dwóch utworów ("Sen o dolinie" i "Noc komety"), to raczej nie warto kupować oficjalnego wydawnictwa, żeby się przekonać, czy brzmi lepiej. Z drugiej strony trochę dziwi takie podejście. Oryginalna płyta kosztuje raptem 8 zł drożej...
"Zespół Budka Suflera ma przyjemność oddać w Państwa ręce nową edycję Leksykonu. To 31 lat naszego życia i naszej działaności." Być może przyjemnie by było to wziąć do ręki, gdyby nie dziwne i denerwujące dublowanie się nagrań. 31 lat nagrywali po kilka razy te same kawałki? Jaki sens ma leksykon, w którym hasła w jednym miejscu się dublują, a w innym ich brak? Dziwne podejście...