Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym serwisie,
w celu dostosowania ich do indywidualnych potrzeb każdego użytkownika, jak również dla celów reklamowych i
statystycznych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach
końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej
przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszych serwisów internetowych, bez zmiany ustawień
przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies
W nie tak bardzo odległych czasach próbka wydruku każdej maszyny do pisania bezpiecznie spoczywała w archiwach MO (Milicja Obywatelska) względnie UB (Urząd Bezpieczeństwa). Dzięki temu władza szybko mogła namierzyć (teoretycznie) każdego, kto próbował "siłą obalić ustrój", na maszynie do pisania dając temu wyraz. Dziś ustroju sprawiedliwości społecznej już nie ma, a z maszyn do pisania korzysta chyba tylko policja. Ale za oceanem...
Electronic Frontier Foundation, której celem jest walka z łamaniem prawa do prywatności użytkowników, poprosiła ich o pomoc. Chce bowiem stworzyć listę drukarek, które pozwalają na zidentyfikowanie ich właścicieli na podstawie jednego wydruku.
Jak to możliwe? Kolorowa drukarka "uzupełnia" wydruk mikroskopijnej wielkości żółtymi kropkami. Jedna zadrukowana kartka wystarczy więc do zidentyfikowania modelu, rodzaju urządzenia i numeru fabrycznego. A jeśli drukowane treści nie spodobają się władzy - mamy wizytę jej przedstawicieli pewną jak w banku. "Technologia" stosowana jest od dawna, ale jej użycie (a raczej możliwość nadużycia) dopiero niedawno zostało nagłośnione. Praktyka ta pozwala bowiem dotrzeć nie tylko do nieostrożnego drukarza banknotów, ale także do każdego, kto drukując ulotki, czy innego typu "niezależne wydawnictwo", daje na przykład wyraz niechęci do urzędującego polityka...